czwartek, 6 czerwca 2013

i could sleep for a thousand years

Wczoraj znowu zrobiłam głupotę. Nienawidzę tego, kiedy wszystko idzie dobrze, a tu nagle - bach! I jem. Właśnie wczoraj, cały dzień miałam udany, a pod wieczór, kiedy mama wróciła z pracy przyniosła ptasie mleczko. I oczywiście mądra ja musiałam się skusić. Wrr! I dzisiaj to samo! Cały dzień super, a potem zjadłam jedno kruche ciastko. Dobrze chociaż, że tylko jedno. Mówię sobie, że to nic, że przecież ćwiczę, ale i tak. Chciałabym, żeby wszystko mi szło doskonale. Czemu nie może być po mojej myśli?
Ostatnio siostra powiedziała mi, że schudłam. Niemożliwe. Denerwuje mnie to, bo wiem, że nie może być widać jeszcze jakiejkolwiek zmiany. Pewnie chciała mi poprawić humor.

Oglądam: Mad Men
Czytam: Guy N. Smith Obóz
Słucham: The Velvet Underground Heroin





środa, 5 czerwca 2013

córko, mała damo, z jabłkiem w dłoni

Wczoraj miałam raczej przeciętny dzień. Ćwiczyłam jakieś 50 minut, ale zjadłam dość dużo chleba. Niby ciemnego, ale i tak przesadziłam. Dwie kromki to by jeszcze można było zrozumieć, a ja zjadłam niestety więcej plus oczywiście kilka innych rzeczy. No, ale już trudno.
Dzisiaj natomiast, rano, zjadłam sałatkę, można powiedzieć, z pół pomidora i kawałka ogórka, a po południu miseczkę zupy fasolowej, którą po prostu uwielbiam. Wybrałam co prawda większość kartofli i fasoli, ale trochę sobie zostawiłam dla smaku. Zapewne zjem jeszcze coś dzisiaj, ale liczę na to, że nie przesadzę jak wczoraj. Oprócz tego 50 minut ćwiczeń. 

Najgorsze jest to, że wczoraj dopadły mnie myśli o  tym wszystkim dobrym jedzeniu. Zaczęłam zastanawiać się nad naleśnikami, kluskami, czekoladą. I dzisiaj też o tym myślę, oby na myśleniu się skończyło. 

A żeby nie było tylko o diecie przez cały czas, to mam do polecenia wspaniały film, który obejrzałam przed wczoraj - Kto się boi Virginii Woolf? Naprawdę, świetne kino. Warto zobaczyć. 
Oglądam: Golden Boy 
Czytam: Peter Curtis Czarownice z Walwyk
Słucham: SBB Memento z banalnym tryptykiem





poniedziałek, 3 czerwca 2013

got to be there

Tak więc wytrwałam cały tydzień bez ważenia się. 
Mam teraz małe porównanie z moją wagą i wymiarami z zeszłego tygodnia.
Waga: 66,5 kg / 64,8 kg
Biust: 88 cm / 87 cm
Talia: 71 cm / 70 cm
Tyłek: 102 cm / 99 cm
Udo: 58 cm / 58 cm
Łydka: 38 cm / 37,5 cm 

Co do weekendu, sobota w porządku, niedziela - strasznie. Ale trudno, nie jest mi przykro, nie mam wyrzutów sumienia. Obawiam się jednak najbliższej soboty, bo idę na taką grillową osiemnastkę, a moją tragedią jest uwielbienie jedzenia z grilla i alkoholu niestety. Ale może nie przesadzę.

Co do dzisiaj: zjadłam rano kaszę mannę z jednej szklanki mleka, kromkę ciemnego chleba z plasterkiem pomidora i pół banana. Ćwiczyłam około 50 minut. Jestem usatysfakcjonowana dzisiejszym dniem, załatwiłam sobie te jazdy i naprawdę, naprawdę muszę teraz zdać na to prawko. 

Ponadto, kończę czytać wspaniałą książkę o tytule Martin Eden autorstwa Jacka Londona i chcę bardzo serdecznie zachęcić wszystkich do przeczytania tej naprawdę wybitnej powieści, jeżeli nie miałyście okazji się z nią zetknąć. Naprawdę, świetna literatura.

Oglądam: Golden Boy
Słucham: Patti Smith Distant fingers