Wczoraj się najadłam, a dzisiaj mimo wszystko - 62,5 kg.
Cały czas mam wrażenie, że stoję w miejscu, że nie chudnę, a dopiero kilka dni temu uświadomiłam sobie, że przecież schudłam! Naprawdę ważyłam 69,9 kg. Nie wymyśliłam sobie tego, naprawdę tyle ważyłam. A dzisiaj ważę 62,5. To jednak nie jest takie nic jak mi się wcześniej wydawało.
Szczerze powiedziawszy, wątpię czy zejdę do 58 kg przed wrześniem, tym bardziej, że moja osiemnastka po drodze. Doszłam do wniosku, że zadowoli mnie po prostu 5 z przodu. Może to być nawet w postaci 59,9kg, ale będę się bardzo cieszyć zobaczywszy 5 z przodu. To mnie szalenie zmotywuje.
Ponadto zaczęłam więcej ćwiczyć, robię troszkę ćwiczeń cardio. Niewiele, ale wydaje mi się, że to tak naprawdę one trzymają mnie w formie.
Dzisiaj żywię się jabłkami. Boję się, że skuszę się na placki ziemniaczane, które dzisiaj robi moja mama, tym bardziej, że to ja sama jakiś czas temu narzekałam, że dawno ich nie jadłam. Nie wiem jak się wymigać.
Słucham: The Jimi Hendrix Experience Remember